niedziela, 25 września 2011

zmiana klimatu


Zmiana klimatu. Totalnie. Dosłownie i w przenośni.

Szybko, ale chyba właśnie dopadło mnie coś (gdyby przypadkiem gorączka, biegunka i dreszcze mi nie wystarczyły), co można by nazwać z powodzeniem pierwszym poważnym kryzysem. W głowie szaleją wciąż myśli pt. co mnie tu przywiało i po jaką cholerę chciałam lecieć na drugi koniec świata. Wszystko tutaj jest o miliardy lat świetlnych inne od tego co znam, ale przecież tego właśnie szukałam. Chciałam żeby coś się zmieniło i wywróciło moje życie do góry nogami. Chciałam zobaczyć inny świat, a teraz, kiedy mam go dookoła nie potrafię znaleźć sobie miejsca. A to dopiero początek tułaczki. Mam nadzieję, że kiedy będziemy mogły rozpakować plecaki i zostać gdzieś na dłużej wszystko będzie łatwiejsze. Może po prostu mam dość tego ciągłego przenoszenia się z miejsca na miejsce. W końcu żyję tak od kilku miesięcy, a nie tylko odkąd wyruszyłam w "podróż życia". No i do tej pory cały czas towarzyszyło mi to uczucie, że jadę tylko na dłuższe wakacje. I hej, przecież niedługo będę z powrotem! Dopiero dzisiaj wyjątkowo boleśnie uświadomiłam sobie, że przede mną jeszcze 6 miesięcy na dupie świata. Tfu! To znaczy w tropikalnym raju, taaaa.

Najbardziej na świecie chciałabym teraz, żeby wreszcie z wrażenia opadła mi szczęka i przypomnieć sobie dlaczego tu jestem, bo zdążyłam już chyba zapomnieć.

Chyba tęsknie :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz