czwartek, 29 września 2011

OOZ

Dość gnicia w pokoju! Ale ponieważ nie spieszy nam się do zwiedzania muzeów wybrałyśmy się na niezwykle egotyczną wycieczkę do…ZOO. IT'S A WILD THING! ;] Dlatego, żeby zapobiec ironicznym uśmiechom na samym wstępie udziwniłam tytuł posta i nie krzyczy już od progu, że byłyśmy na niedzielnym spacerze z dziećmi ;) Chociaż kiedy w tyle głowy wciąż kołaczą mi myśli o siejących spustoszenie w moim układzie pokarmowym amebach, odechciewa mi się jeszcze dłuższych wycieczek.

W każdym razie nie polecam odwiedzania ZOO osobom wrażliwym na los zwierząt, bo mogą przejść katharsis. Cały park to wielka prowizorka. Kosztuje niewiele, więc może to jest przyczyną tak małych wybiegów, brudu itp. Cóż, w kraju, w którym miliony ludzi żyje na granicy ubóstwa, a wyższe wykształcenie ma ok. 2% mieszkańców chyba nie powinnam wymagać cudów. Na każdej klatce natomiast zamieszczono informacje na temat podpisanej Konwencji CITES - szkoda, że warunki w jakich żyły niektóre zwierzęta zaprzeczały jakimkolwiek konwencjom zdrowego rozsądku. Ale może jestem przewrażliwiona. Nadal mogę zwalić winę na gorączkę i bakterie ;] 
chihuahua ;)



Ta potężna klatka kryje kota wielkości naszego żbika ....


... za to zrobienie zdjęcia tygrysowi było bajecznie proste - wystarczyło przejść pod/nad śmieszną jak na zabezpieczenie barierką i podejść do dziury przez którą wleciał pewnie ten upadły kurczak :]

 

Po co nam terrarium, kiedy mamy szklane miski ;]


Na łańcuchu.


Bywają też bardzo miłe części parku.








A jeśli człowiek zgłodnieje podczas zwiedzania, z pomocą przychodzi matka natura. Słuchając jak burczy nam w brzuchu z zazdrością patrzyłyśmy na tego chłopaczka, chociaż pojęcia nie mam co to za owoc, czy jest jadalny i jak się go w ogóle je :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz