piątek, 16 września 2011

A możeby tak Kijów ?

Zanim Bangkok i tropiki, trochę stresu jeszcze w Polszy, w końcu nic nie może być zbyt proste... . Najpierw 3h opóźnienia w Krakowie, co nie wróżyło nic dobrego. Kiedy już wreszcie wsiadłyśmy, a samolot nadal stał, stał i stał ulubionym zajęciem było obliczanie pozostałego czasu na przesiadkę w Kijowie. 20 minut...15...10...5..4...3...2 hmmmm w zasadzie możemy chyba zacząć rozmyślać nad noclegiem na ukraińskich rubieżach. Ale tutaj zaskoczenie - wspaniały Aerosvit litościwie poczekał i nawet bagaże zabrał! Yay! Lecimy - kierunek Bangkok!

















Podróż z lotniska do hostelu zajęła nam jakieś 3h, ale przecież nie będziemy płacić milionów monet za tuk-tuka! Polaki-biedaki więc oszczędzamy oszczędzamy i dzięki temu zobaczyłyśmy jak wygląda podróż komunikacją miejską w Tajlandii, a to dopiero było wyjątkowe przeżycie. Pewnie to dość żenujące porównanie, ale miałam wrażenie, że jedziemy The Knight Bus z Harrego Pottera i wszystko uskakuje nam spod kół. Łącznie z dość stabilnymi elementami miejskiej architektury jak krawężniki czy słupy. Wtedy też po raz pierwszy spotkałyśmy się z (nie wiem czy wymuszoną, czy nie) uczynnością tajów. Nie trzeba nawet nic mówić - sami pytają dokąd chcemy jechać i próbują na wszelkie sposoby wytłumaczyć jak się tam dostać.
Ale żeby nie było tak różowo, że wszyscy są dla nas tacy mili, hasłem dzisiejszego zwiedzania zostaje: "Tam są drzwi (wyjściowe oczywiście), tam możecie pójść" odpowiedział nam pewien uczynny Pan kiedy starałyśmy się zwiedzić kolejną świątynię na naszej tuk-tukowej objazdówce (pół miasta za 30 bahtów czyli +/- 3 pln). Jak widać chyba nic ciekawego tam nie było :). Ale podstawowe punkty wycieczki, czyli m.in. Stojący Budda, Golden Mount i oczywiście (w ramach umowy z Panem kierowcą, coby dostał talon na obiad i paliwo za przywiezienie nas) z 5 sklepów z garniturami, sukienkami, jedwabiami, kamieniami, żebyśmy mogły sobie kupić "wspaniałe" pamiątki z Bangkoku... . Ach! I zakochałam się w bananach w cieście smażonych na głębokim oleju - na obiad na ulicy jeszcze się nie odważyłam, ale tutejsze stragany i straganiki ze słodyczami i przekąskami rządzą! Jak na jet lag i niespanie od kilku dni wynik dzisiejszego dnia My vs Bangkok to 1:0. Kładziemy się spać o 18:00 (polskiego czasu :)) z ambitnymi planami na kolejny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz