czwartek, 12 kwietnia 2012

Yogya jedzie na Bali i kawałek Bali w Yogy

Skoro podobno pora deszczowa się skończyła, no i do trzech razy sztuka, wizyta Agi w Yogy była idealną wymówką żeby wyruszyć do niej z rewizytą na Bali. Oczywiście podróż zaplanowałyśmy najtaniej jak to tylko możliwe tzn. pociągiem za 35k dojechałyśmy z Yogy do Banyuwangi, stamtąd prom do Gilimanuk na Bali za 7k, a potem … Potem miałyśmy wybór albo rozbić sobie obóz na opuszczonym już o północy dworcu i poczekać na pierwszy autobus do Singarajy, który miał być ok. 5 rano lub pojechać stopem. A, że moje podróżowanie z Agą można określić hasłem „serce i rozum” (ja oczywiście jestem Rozum;)) przedstawiła nie do przebicia argumenty dlaczego właśnie w środku nocy powinnyśmy stać w deszczu na odludziu i łapać stopaJ Przez pierwszą godzinę „łapania” nie trafiłyśmy jednak na NIKOGO, kto wybierałby się do Singarajy. Miałyśmy więc wrócić i zdrzemnąć się na jednej z ławeczek w poczekalni kiedy okazało się, że kolejna ciężarówka jedzie jednak na północ. Co prawda my dwie plus nasze plecaki z trudem już zmieściłyśmy się w kabinie samochodu, ale siedząc dosłownie jedno na drugim, byle tylko kierowca miał wygodniej, wyruszyliśmy w dwugodzinną podróż. Pomimo nieco dziwnych konwersacji Panowie okazali się bardzo mili i podwieźli nas pod samiusieńką asramę.

Takie oto ogłoszenia można znaleźć na słupach tudzież ścianach w Kucie. Jacyś chętni? You might get lucky;]
Z dedykacją dla brata - Karol, nie było słoni, które mogłyby mnie ostrzec, na szczęście postawili znaki ;)


Co może przynieść ze sobą przypływ... .

Jedno z wieeeelu mijanych ogoh-ogoh

Ogromne fale w pobliżu Tanah Lot.




Hati-hati upacara disini!

Kościółek w stylu balijskiej pury.



Dupy wiezie! (j. ind. dupa - kadziełka)

Być burmistrzem Bajery :)


Wizyta w Green School - imponujące!



Zgodnie z zasadą do trzech razy sztuka podczas tej wycieczki na Bali udało się też zwiedzić trochę więcej niż podczas dwóch poprzednich, a wszędzie widoczne były przygotowania do Nyepi – balijskiego Nowego Roku. Właśnie wkroczyliśmy w rok 1934:). Nyepi to dzień ciszy trwający od 6am do 6am następnego dnia. Dlaczego ciszy? Ponieważ wyspa udaje wtedy, że jest opuszczona, żeby przypadkiem żadne obudzone demony i złe duchy nie zechciały się tutaj osiedlić i uciekły do morza. Balijczycy nie mogą tego dnia pracować, podróżować, cieszyć się jakąkolwiek rozrywką, nawet palić świateł, a Ci najbardziej rygorystyczni powstrzymują się także od jedzenia czy mówienia. Jednak Nyepi poprzedza kilka innych uroczystości. M.in. rytuał Melasti, podczas którego Balijczycy zbierają się w świątyniach blisko morza. Mi udało się zobaczyć chyba najbardziej widowiskowy ze wszystkich – Ngrupuk, kiedy wykonywane przez kilka tygodni ogoh-ogoh (kukły z bambusa i papieru, przedstawiające demony i złe siły) po przeparadowaniu przez miasto i zainscenizowaniu kilkakrotnie walki „dobra” ze „złem”, są ostatecznie palone. Podczas tygodnia na Bali na każdym kroku natrafiałyśmy na nowe ogromne, „potwory”, w każdej świątyni trwała praca nad ogoh-ogoh. A co mnie zaskoczyło to tłumy nastolatków, którzy przy baaardzo głośnej muzyce (oczywiście jak to w Indonezji głównie techno beat, ew. rock) siedzieli po nocach i razem przygotowywali ogoh-ogoh. A kto w Polsce maluje pisanki? 
Niestety nie udało mi się zobaczyć Ngrupuk na Bali, ale okazało się, że w Yogy także mieszka sporo Balijczyków, którzy nie przepuszczą okazji do upacary (uroczystości). I było to jedno z bardziej niesamowitych widowisk jakie tutaj widziałam. Momentami mogło wyglądać jak jakieś zamieszki. Gromada ludzi, a wśród nich młodzi chłopcy biegający z pochodniami, z butelkami benzyny i „ziejący ogniem” podczas inscenizowanej walki z ogoh-ogoh, którymi animujący je ludzie w tym momencie rzucali na wszystkie strony. Cały ten huk, hałas i zamieszanie po to, żeby obudzić drzemiące w domach demony, które następnego oszukane panującą  na wyspie ciszą mają pomyśleć, że jest opuszczona i uciec do morza. Przynajmniej do następnego roku. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz