poniedziałek, 31 października 2011

Turystyka kulinarna vol. 1

Jeśli przyjeżdżając do Indonezji w głowie Wam kołacze myśl, że po powrocie ryż będzie do końca życia wywoływał odruch wymiotny pragnę wyprowadzić z błędu. Rzeczywiście ryż jest podstawowym produktem tutejszej kuchni, a istnieje nawet powiedzenie, że kto w ciągu dnia nie jadł jeszcze ryżu, nie jadł w ogóle, ale..;) 
Przez kilka pierwszych dni nam też wydawało się, że po powrocie nasi zniknie z naszego polskiego jadłospisu na lata. A jednak! Zdarza nam się nawet za nim tęsknić! Poza podstawowym nasi goreng (smażony ryż) wybór jest ogromny, a przez miesiąc pobytu w Yogy na naszych talerzach (lub palmowych liściach) znalazło się już tyle różnych potraw, że nie wiem od czego zacząć.

Śniadanie
Pierwsza rzecz, która wielu Polaków mogłaby zadziwić. Nie ma tutaj chleba. A przynajmniej takiego, jakiego znamy z naszych piekarenek. Tutejszy chleb przypomina najbardziej nasz chleb tostowy i ogólnie rzecz biorąc nie jest to niebo w gębie. Kilka razy udało mi się natrafić na coś, co bardziej przypominało Chleb z prawdziwego zdarzenia, jednak zaporowa cena powodowała, że powstrzymywałam się od eksperymentowania. Bochenek tego "czegoś" za ponad 10 pln! Bardziej popularne są tutaj pakowane w foliowe opakowania bułeczki (roti). Tak wyobrażam sobie jedzenie dla kosmonautów, coś tak sztucznego można zjeść chyba tylko na pokładzie promu kosmicznego. Oczywiście każdy roti jest słodki. Więc nawet gdyby istniała możliwość kupienia żółtego sera (jest tylko paczkowany, topiony, a do tego ekstremalnie drogi) albo wędliny (jeszcze na takie dobrodziejstwo nie trafiłam) trzeba by się pogodzić z wizją zjedzenia szynki w drożdżówce. Bardzo popularny jest np. roti nadziewany czekoladą i … żółtym serem. Jednak Indonezyjczycy nie zrozumieliby naszej tęsknoty, bo dla nich „chlebem powszednim” jest ryż i od niego też zaczynają dzień. Dla mnie jednak nasi goreng o poranku nie jest najlepszym pomysłem więc kiedy znalazłam płatki owsiane zatańczyłam ze szczęścia wśród carefurowych alejek, minusem jest oczywiście cena, ponieważ płatki (jak też większość nabiału) sprowadzane są z Australii. Ale owsianka ze świeżą papają albo mango to prawdziwe Śniadanie Mistrzów i Vonnegut może się schować:)

Obiad/kolacja itp.
Ciężko powiedzieć, czy funkcjonuje tutaj taki podział. Indonezyjczycy jedzą chyba cały czas, zaczynając dzień od ryżu więc jak dla mnie kilka razy dziennie wsuwają obiad (a mimo to są niewiarygodnie szczupli!!) Dlatego najważniejszym i podstawowym sprzętem kuchennym w gospodarstwie domowym każdej szanującej się pani domu jest "rice cooker" - maszynka do gotowania ryżu na parze, wzbogacona w funkcję utrzymywania ciepła. Dostępne są w przeróżnych rozmiarach, gabarytach, kolorach i z większym lub mniejszym wyborem funkcji.

Kilka sztandarowych potraw i przekąsek:
Tahu – rodzaj przekąski z tofu, jak dla mnie niezbyt szałowej, najczęściej smażonej w grubej panierce, na głębokim tłuszczu.

Tahu isi – placki z warzywami w cieście podobnym do naleśnikowego

Ubi goreng – smażone plastry kassawy

Tempeh - również bardzo popularna przekąska. Wygląda jak kotleciki z ziaren soi, dostępne (jak niemal wszystko) w dwóch rodzajach goreng (smażony) lub bakar (pieczony), jednak do tej pory nie udało mi się odkryć na czym do końca polega różnica (wg mnie zależy głównie od fantazji i nastroju kucharza;)

Krupuk – chrupki krewetkowe, smakują jak nasze prażynki … o smaku krewetki:)

Pisang goreng – smażone banany, jednak daleko im od tych z Bangkoku, chociaż tutaj wybór jest jeszcze większy. Na naszej drodze do szkoły ze swoim wózkiem stoi pan, który produkuje najlepsze bananki smażone w czymś na wzór francuskiego ciasta. Super są jeszcze specjalnie suszone i prasowane bananowe paski zanurzane przed smażeniem w cieście naleśnikowym … o diecie można zapomnieć;)

Longtong – ryż sprzedawany w zgrabnych pakuneczkach z palmowych liści, często jeszcze z jakąś niespodzianką w środku, np. mięsem
 
Szaszłyki – kiedy tylko na chodniku jest kawałek wolnego miejsca, rozkłada się tam pani z maleńkim, przenośnym paleniskiem, na którym skwierczą szaszłyczki, czyli nadziane na długie i cieniutkie patyczki kawałki mięsa nieznanego pochodzenia. Najczęściej serwowane z bardzo tutaj popularnym sosem z orzeszków ziemnych. 

Nagasaro – zawinięte w liście bananowca, przygotowywane na parze ciasto z mąki, mleka kokosowego i cukru, a co najważniejsze bananów

Nastar – maleńkie ciasteczka z dżemem ananasowym


Mie goreng – smażony makaron
Mie bakso – zupa podobna wg mnie do rosołu z makaronem i mięsnymi pulpecikami (bakso)
Nasi goreng - smażony ryż 

Gado-gado - ogólnie rzecz biorąc są to gotowane warzywa (nawet ziemniaki!!:)) w sosie z orzeszków ziemnych, a wśród nich powinny znaleźć się jeszcze tahu, tempeh, jajko (telur) na twardo i chipsy krewetkowe (krupuk) 

Na tym ogromnym, kamiennym moździerzu (cobeg) powstaje lotek i gado-gado.


 Lotek – podobnie jak gado-gado, jedna z najbardziej typowych potraw indonezyjskich, zwłaszcza Jawy Zachodniej. Składa się z gotowanych, świeżych warzyw (nieco innych niż w przypadku gado-gado), tahu i chilli polanych sosem z orzeszków ziemnych, podawany tradycyjnie z krupuk.


Wszystkie te przekąski (i miliony innych, których jeszcze nie spróbowałam, ale będę aktualizowała wpisy;)) można kupić dosłownie wszędzie, a nawet nie wychodząc z domu. Po ulicach przechadzają się lub jeżdżą ze swoimi wózkami obwoźni sprzedawcy i obwieszczają swoje przybycie uderzaniem w metalowy garnek, robiąc przy tym taki hałas, że nie da się ich przegapić;) A takich jadłodajnie jak poniżej są dosłownie miliony.

Gdybym miała wybrać niestandardowy Top 7 wśród miejsce, w których się do tej pory stołowałam, na liście na pewno znalazłyby się:
1.) Grzybowy raj :) - wyróżnienie za niespodziewania najlepsze do tej pory jedzenie. Nie pamiętam jak nazywało się to miejsce, ale serwowano tam wyłącznie potrawy z grzybów (aż zatęskniłam za naszą piękną, złotą jesienią) i nigdy bym nie przypuszczała, że może ich być aż tyle. Szaszłyki, zupy, grzyby smażone, gotowane, pieczone. Co tylko przyjdzie do głowy! Super był też sam wystój miejsca, a na jednej ze ścian można było podziwiać hodowle różnych gatunków (nie chodzi mi tu oczywiście o klasycznego grzyba jakiego często można obserwować na ścianach w akademikach;)).



2.) House of Raminten – wyróżnienie dla najbardziej freak restauracji
Chyba jedno z najbardziej popularnych miejsc w Yogy, o czym może świadczyć to, że przy wejściu ustawione są przed TV rzędy krzesełek, na których ludzie czekają na wolny stolik. Kiedy tam byliśmy wszystkie krzesełka były zajęte. Dlaczego miejsce jest tak popularne? Powodów może być kilka, po pierwsze właścicielem House of Raminten jest Drag Queen, a jej/jego wizerunki są widoczne wszędzie wewnątrz i na zewnątrz - przed wejściem jest ogromny plakat przedstawiający Hamzah'a. A w tym nietolerancyjnym i konserwatywnym kraju jest czymś na prawdę wyjątkowym. Jednak nietuzinkowy właściciel to nie wszystko. Serwują tutaj tradycyjne ziołowe mikstury (jamu), a także przepyszne dania kuchni indonezyjskiej i europejskiej. Kelnerzy i kelnerki ubrani są w tradycyjne stroje, do których doszyte mają dzwoneczki...jest to ostrzeżenie, że zbliża się rachunek:) Wystrój też jest specyficzny – można mieć wrażenie, że jest się w powozowni (gdzieniegdzie jako dekoracja stoją dość pokaźnej wielkości powozy) lub stajni (w drodze do łazienki mija się…stajnie, a w niej konie). Mniej przyjemne jest to, że obok tych stajni znajduje się miejsce mycia naczyń… . Generalnie fajne miejsce, niezbyt drogie i mimo bliskiej odległości od Malioboro, nie ma tu gromad bule.



Jeśli zdarzy Wam się dłużej poczekać na zamówienie, na ścianie wisi usprawiedliwienie. "Wszyscy tutaj jesteśmy absolwentami "Szkoły specjalnej", proszę o tym pamiętać, czekając trochę dłużej".


3.) Wózek w zakładzie samochodowym – wyróżnienie dla jadłodajni w najdziwniejszym miejscu
Chyba najbardziej hardcorowe miejsce w jakim do tej pory jadłyśmy. Tradycyjny wózek przy ruchliwej ulicy serwujący mie ayam (zupę z kurczakiem i makaronem) ewentualnie wersję smażoną czyli mie goreng. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego gdyby nie to, że stolik (jeden, ale bardzo długi, żeby ułatwić spożywającym posiłek ludziom socjalizację;)) stał pomiędzy dwoma kanałami samochodowymi, tuż obok wiekowej, kilkutonowej ciężarówki. 




4.) Warung „po drodze ze szkoły” – wyróżnienie dla najlepszej soup ayam (rosołek bez makaronu, my domawiamy sobie jeszcze ryż)


5.) Bintang – wyróżnienie dla najbardziej „białej” knajpy.
Kiedy pytałam mieszkańców o miejsce, gdzie można sobie wypić piwo bez akompaniamentów muezinów, ale raczej gitar, wszyscy polecali Bintang. Więc. Miejsce jakich miliony w Polsce, pozbawione klimatu, nic specjalnego. Jest jednak jedna rzecz, która powoduje, że od czasu do czasu można tam wpaść. Zimne piwo 0,7l. Co prawda jak na tutejsze ceny, jest ono dość drogie, ale porównując do cen w Polsce wychodzi trochę taniej. Do 19:00 (kiedy kończy się happy hour) kosztuje 23 000 Rp (ok. 9,2 pln), po 19:00 ok. 35 000 Rp (ok. 14 pln), ale są o prawie ¼ większe. A co więcej sklepowe ceny są niemal identyczne więc zawsze przyjemniej wypić piwo w lokali niż przed marketemJ Serwują tam także słuszne i smacznie wyglądające porcje nie tylko tutejszej, ale też europejskiej kuchni. Generalnie polecam tylko osobom, które żyć nie mogą bez piwa albo marzą o towarzystwie europejczyków.

6.) Wyróżnienie dla najlepszej restauracji fusion – kuchnia polsko-chińsko-koreańsko-indonezyjska, czyli nasz kos. 
Popisowe dania Sisi, a poniżej nasze placki ziemniaczane i sałatka jarzynowa. Jednak wymyślenie polskich potraw, które jesteśmy w stanie tutaj zrobić jest wyzwaniem ze względu na brak składników, chociażby nabiału. Wyzwaniem jest też usmażenie placków na woku ;)

7.) Wyróżnienie dla najgorszego wyboru;]
Jednego z pierwszych dni pobytu kiedy w stosunku do warungów stosowałyśmy jeszcze zasadę ograniczonego zaufania, zamówiłyśmy (jak nam się wydawało) bezpieczne zupy. 
Zupa zwana pomidorową - mogę się tylko domyślać, że ze względu na pływającego samotnie pomidora.
Krem ze szparagów - w sumie wybór znacznie lepszy niż pomidorowa, ale konsystencja (a'la katar) i mdły smak nie zachęcał do wiosłowania łyżką

The End of Part One! 
i
Selamat Makan! (Smacznego!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz