czwartek, 6 października 2011

Keeping up to date - now, Prambanan

To niesamowite ile czasu może zajmować nicnierobienie. Zajęcia mamy co prawda od poniedziałku do soboty, ale „tylko” 3h dziennie (jak na Darmasiswę to strasznie dużo) więc ok. 12:00 jesteśmy już po szkole. Jednak ilość wolnego czasu niedługo drastycznie się zmniejszy. Po pierwsze zapisałyśmy się na kilka dodatkowych zajęć m.in. tradycyjny taniec i gotowanie. A żeby za bardzo nie spuchnąć od tych wszystkich słodzonych do oporu przekąsek i napojów trzeba się też poruszać. Po wyeliminowaniu w przedbiegach wszelkich sportów kontaktowych typu karate pozostał nam tylko radosny badminton. Ciekawe tylko jesteśmy jak mogą wyglądać muzułmańskie stroje sportowe, pewne wyobrażenie mamy. Po drugie kilka razy w tygodniu mamy dodatkowe zajęcia „wyrównawcze” z indonezyjskiego, żeby szybko ogarnąć język. A po trzecie, co najbardziej abstrakcyjne, raz w tygodniu będziemy prowadzić zajęcia na wydziale anglistyki UAD. Co więcej, jako native speakers, ponieważ wszyscy są tu święcie przekonani, że w Polsce oficjalnym językiem jest angielski, a kiedy wyprowadzamy ich z tego błędu są mocno zaskoczeni. Będziemy więc miały okazję poznać plusy i minusy indonezyjskiej edukacji nie tylko jako studentki, ale także jako wykładowcy. Na razie nadal na samą myśl jestem sparaliżowana strachem, ale chyba warto się przemóc, bo będzie to solidny zastrzyk gotówki, a co więcej świetne doświadczenie. 

Ale po kolei. Po przerażającym otwarciu roku szkolnego, zaproszono nas (mnie i Krysię) na English Camp pod Prambanan. Jeśli nie wiecie, co to za miejsce, polecam zgooglować, łatwiej będzie zrozumieć dlaczego nie mogłyśmy odmówić. W skrócie jest to „hinduistyczny zespół świątynny położony w Indonezji na wyspie Jawa, 18 km od miasta Yogyakarta. W 1991 roku zespół świątynny Prambanan został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.” Wszystkie przewodniki wymieniają to miejsce jako must see więc nie mogłyśmy opuścić takiej okazji. Cały kompleks świątynny wzniesiono w IX – X wieku. Początkowo składał się z 232 obiektów, ale trzęsienie ziemi w 1600 roku spowodowało ogromne zniszczenia. W X wieku wzniesiono tu największą w Indonezji świątynię Śiwy. Zbudowana na planie czterech czworokątów, otoczona czterema murami z czterema obszernymi bramami. W pobliżu świątyni Śiwy wzniesiono dwie mniejsze – na cześć Wisznu i Brahmy. Wszystkie budowle udekorowane są ogromnymi posągami przedstawiającymi kwiaty lotosu, symbolizującego czystość. Na ścianach oglądamy reliefy przedstawiające sceny z największych eposów hinduizmu, Ramajany i Mahabaraty (Krishna Dharma). Ale dla znudzonych turystów są też scenki rodzajowe rodem z Kamasutry. 

Zdjęcia całego kompleksu nie oddadzą wrażeń jakie budzi to miejsce, ale dla zilustrowania klika przykładów poniżej.



Hani - nasz przewodnik



cały kompleks zbudowany jest ze skały wulkanicznej z Merapi



motywujące przemówienie o tym jak ważna jest nauka języków:)
sitting underneath the mango tree ;)

 
Oczywiście bycie nejtiwem na obozie wiązało się także z ciężkimi obowiązkami takim jak wręczanie nagród wygranej drużynie, zasiadanie w jury podczas innych konkurencji, czy leżakowanie pod drzewem mango i prowadzenie dyskusji na temat cross-cultural comunication. Ostatni punkt ograniczał się jednak do raczej wąskiego grona, czyli my + kilka studentek wydziału anglistyki UAD. Chociaż dyskusje dotyczyły głównie islamu, oprócz ogólnych zasad dotyczących religii, dowiedziałyśmy się kilku rzeczy, które nas nieco zszokowały. Między innymi studentki 3 roku, czyli w wieku ok. 21 lat oglądają Disney Channel, są fankami Hanny Monthany i innych tego typu hitów. Okazało się też, że dzieci nie mogą tutaj oglądać filmów Disney’a ponieważ zawierają treści nieodpowiednie dla młodego widza, takie jak przytulający czy całujący się na ekranie bohaterowie. Chyba nie powinno więc nas dziwić, że chodząc w „kusych”, bo odsłaniających kolana sukienkach możemy być postrzegane jako rozpustne turystki z zachodu. Na szczęście oprócz ciągłego nawoływania z każdej strony „Hello Mister” (a nie miss czy chociaż mrs) nie spotkałyśmy się jeszcze z żadną wulgarną formą zaczepek (tfu tfu, odpukać).
Dodatkową zaletą szkolnej wycieczki było wejście za darmo i zwiedzanie z przewodnikiem, bo jeden z opiekujących się studentami z Darmasiswy Indonezyjczyk pracował tam przez wakacje jako przewodnik. Poznałam więc historię miejsca, znaczenie płaskorzeźb na ścianach i co najbardziej mnie do tej pory intrygowało, przyczynę dominowania na Bali hinduizmu, podczas gdy cała Indonezja ma największy na świcie odsetek mieszkańców wyznających islam. 

To w sobotę, niedziela natomiast upłynęła pod znakiem poszukiwania okropnych batikowych ubrań, które musimy nosić w poniedziałki, a następnego dnia pierwsze zajęcia więc trzeba się grzecznie ubrać jak karzą. Oczywiście okazało się, że wśród całej 25 osobowej grupy tylko ok. 5 os, w tym oczywiście my, przejęło się tym zaleceniem i nieco poirytowana drobiłam cały dzień jak gejsza w spódnicy, w której nie da się wykonać większego kroku. Oprócz tego pierwsze zajęcia znowu spowodowały spadek formy psychicznej po cudownej wycieczce do Prambanan, bo okazało się, że będą wyłącznie po indonezyjsku i przez 3h nie zrozumiałyśmy ani słowa. Na szczęście z każdym kolejnym dniem jest coraz lepiej :) Zaczynamy już coś łapać, a i wykładowcy w miarę możliwości starają się nam dużo tłumaczyć na angielski. Oczywiście zawsze mamy przy sobie coś do czytania, bo zdarza się często, że z nudów aż boli głowa, ale generalnie po pierwszych zajęciach jesteśmy już przygotowane na najgorsze :) Najbardziej demotywujące jest jednak to, że wszyscy Chińczycy studiujący bahasa Indonesia na UAD studiowali język już od co najmniej roku w Chinach więc tylko my zaczynamy od podstawowych podstaw. Wprowadza to na pewno zamieszanie i opóźnienia, kiedy co chwilę o coś pytamy, ale może dzięki temu kryteria dostania się na Darmasiswę na UAD w przyszłości będą jaśniejsze. 

Koniec przekazu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz