środa, 19 października 2011

Dream popowa pocztówka dźwiękowa

Jeśli ktoś zazdrości mi białego piasku, szumiących fal oceanu i wygodnego hamaku może być spokojny. Otóż wizja ta jest o lata świetlne oddalona od prawdy. Plaże są i owszem, ale najbliższa (Parangtritis) jest położona 20 km od miasta i bez skutera dojechać jest bardzo trudno. Co prawda jeżdżą tam nawet autobusy TransJogja, czyli tutejsza bardzo uboga komunikacja miejsca, ale ostatni wraca do miasta ok. 17:00 więc trzeba się dostosować. Ewentualnie nocować pod chmurką. Sama plaża jest podobno mało atrakcyjna (jeszcze nie dotarłam więc nie wiem:)) - tłoczna, dość brudna, a do tego nawiedzona:) Mieszkańcy Yogy są przekonani, że krocząc po niej w zielonym stroju ściągnąć można na siebie nieszczęście i niechybną śmierć. 
Pantai Parantgritis pozostaje więc jeszcze do sprawdzenia, a tymczasem udało się zobaczyć inną, a nawet trzy inne i to jednego dnia! Nasz uniwerek zabrał nas na wycieczkę do regionu/okręgu (?) Gunungkidul. Mąż jednej z wykładowczyń z UAD zajmuje tam wysokie, rządowe stanowisko więc na nasze powitanie przygotowano niezłą fetę. Oprócz tradycyjnie ogromnej ilości jedzenia, był też pokaz regionalnego tańca Reog, związanego z opowieściami Panji. Zazwyczaj bierze w nim udział 10 osób, tym razem było ich zdecydowanie więcej, a wg mnie jeden Pan znalazł się w zespole przez przypadek. Gdyby nie to, że jesteśmy w Indonezji pomyślałabym, że jego ruchy wskazują nieco na spożycie. But let's get back to the topic. Panji był księciem Wschodniej Jawy, a jego życie stało się tematem cyklu indonezyjskich legend. Podobnie jak Ramayana i Mahabharata, opowieści te stały się źródłem inspiracji poetów, a związany jest z nimi również początek tradycji wayang, czyli teatru płaskich, skórzanych lalek, które nierozerwalnie wiążą się z kulturą Indonezji. Opowieści te rozprzestrzeniły się także poza Wschodnią Jawę, nawet do Malezji, Tajlandii i Kambodży.
Wszystko więc bardzo ładnie, ale po 45 minutach monotonnego tańca bardziej pochłonęło mnie robienie zdjęć okolicznym mieszkańcom, którzy zabrali się na darmowe popisy. 


Właściwym celem wycieczki były jednak plaże - powiedziano nam, że najpiękniejsze i najsłynniejsze w okolicy Yogy, więc nie trzeba chyba dodawać, że nastawiłyśmy się na prawdziwe rajskie widoki. Niestety. Nie do końca w ogóle rozumiem sens robienia objazdowej(?!) wycieczki po plażach dla studentów muzułmańskiego uniwersytetu. Tradycyjnie musieliśmy być ubrani co najmniej od kostek po ramiona, ja zaszalałam - założyłam sandały i miałam odsłonięte kolana, taka ze mnie mała rebeliantka… No, a skoro i tak nie można było się poopalać ani pływać (a to też ze względu na ogromne fale i bardzo kamieniste wybrzeże), żeby zgrabnie zorganizować nam czas przez cały dzień zrobili nam trip po trzech plażach – Baron, Krakal i Kukup. I to chyba wszystko, co można by powiedzieć na temat całego wypadu. Może jeszcze to, że Indonezyjczycy robili nami/z nami więcej zdjęć niż gdziekolwiek indziej, więc na każdej z plaż uciekałyśmy w najbardziej odludne miejsce, żeby tylko tego uniknąć. Niektórzy niestety fotografowali np. z daleka albo przysiadali na moment w pobliżu i uciekali. W mieście jest to do zniesienia, ale w takim natężeniu można się mocno zirytować. Wolę nie myśleć, co by się działo gdybyśmy pojawiły się tam w bardziej plażowym stroju… Ach! No i oczywiście Indonezyjczycy niestety nie znają pojęcia ochrona środowiska, więc plaża zbyt czysta nie jest. Mam nadzieje, że wszyscy zazdrośnicy czują się teraz trochę lepiej:)

Jedyną pozytywną rzeczą były miłe dla oka widoki.










p.s. w ramach obietnicy wysłania milionów kartek przesyłam na razie pocztówkę dźwiękową:)

http://www.youtube.com/watch?v=wYkIDyC_paQ&feature=feedf





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz