czwartek, 29 marca 2012

Dieng Plateau i wzruszające pola ziemniaków

Pomysł na wycieczkę na Dieng Plateau brzęczał nam w głowach już od długiego czasu, jednak zawsze wyskakiwało nam "coś". Pewnego pięknego wieczoru zebrałyśmy się więc po prostu żeby bez zbędnego gadania i planowania napisać na Couchsurfingu (dla przypomnienia http://pl.wikipedia.org/wiki/CouchSurfing) wiadomość do jedynego hosta w Wonosobo, miejscowości będącej bazą wypadową do Dieng Plateau. Chociaż planowałyśmy wypad we czwórkę (a jest to spora liczba osób do przenocowania) już następnego dnia otrzymałyśmy pozytywną odpowiedź. Tak więc w piątek rano wyruszyłyśmy w drogę. Jadąc do Wonosobo z Yogy najlepiej jest wyruszyć z Terminalu (autobusowego) Jombor do Magelangu, gdzie trzeba się przesiąść do małego busika do Wonosobo. Terminal w Wonosobo, położony jest trochę poza miastem więc potem czekała nas kolejna przesiadka w żółty busik do miasta, a potem kolejny już pod adres naszego gospodarza. A Harry okazał się najlepszym gospodarzem we wszechświecie. Ma osobny pokój tylko dla couchsurferów, nie pozwoli Ci wyjść z domu bez jedzenia, przygotowuje dla każdego mapę z najważniejszymi punktami na Dieng i ma garść cennych porad. Poza byciem najlepszym na świecie gospodarzem jest również ciekawą osobą. Kręci np. amatorskie filmy, teledyski (w jednym wystąpiła kiedyś mieszkająca u niego couchsurferka z PolskiJ), dokumenty na temat jawajskiej kultury, a po wybuchu Merapi w 2010 roku był jednym z wolontariuszy. Ma także szkołę angielskiego, do której oczywiście nas zaproszono. Zastanawiam się, czy to właśnie szkoła nie stała się przyczyną jego zainteresowania Couchsurfingiem. Może gwarancja częstych wizyt bule w szkole pozwala mu utrzymywać wyższą cenę i prestiż, dzięki jego zagranicznym „przyjaciołom”. Nie było by to zaskoczeniem, ale z drugiej strony przy całej jego ogromnej gościnności chyba lepiej tego nie analizować. Ach! Jeszcze jedna ciekawostka! Podczas naszej wizyty mieszkała u niego jeszcze jednak couchsurferka, pracująca przez miesiąc w jego szkole jako wolontariuszka. Skąd była? Oczywiście, że z Polski! Co tylko potwierdza fakt, że nasi rodacy są wszechobecni J Tego dnia wybraliśmy się jeszcze na wycieczkę na piękne pola ryżowe wokół miasteczka i do ciepłych źródeł, jednak popadujący deszcze szybko nas wypłoszył.





Kolejny dzień był dniem wzruszeń nad polami ziemniaków (i losem owcy ze zdjęcia powyżej, ścigałyśmy  ten skuter dobrych kilka km żeby to uwiecznić:)). Nigdy bym też nie przypuszczała, że zbocza porośnięte kapustą i ziemniakami mogą być tak malownicze. A żeby w pełni móc je podziwiać polecam jednak wypożyczyć skuter – część trasy można pokonać piechotą, dojeżdżając do Desa Dieng bemo z Wonosobo. Jednak na skuterze można zobaczyć zdecydowanie więcej, szybciej i wygodniej, dzięki czemu udało nam się odhaczyć większość „atrakcji turystycznych”, które zdecydowanie warte są wyhaczenia i odhaczenia.

Samo Dieng Plateau to ogromny krater powstały w wyniku wybuchu mistycznej góry Prau. Przez jakiś czas krater wypełniała woda, która z czasem wyparowała, jednak obszar jest nadal aktywny wulkanicznie, czego dowodem są unoszące się opary siarki i przepiękne, ale trujące jeziora. Dieng położone jest na wysokości ok. 2000 m. więc jest tam znacznie chłodniej, ale dzięki temu doskonale się podróżuje. Oprócz malowniczych pól kapusty do zdecydowanych "must see" należy m.in. Świątynia Arjuna odkryta na środku mokradeł dopiero 1814, może dzięki temu udało jej się przetrwać do dzisiaj, a cały kompleks świątynny gromadzi najstarsze na Jawie świątynie hinduistyczne wzniesione w 809r. ku czci Sziwy.  






Dowodem na dalszą aktywność wulkaniczną tego obszaru są Telaga Warna (Colorfoul Lake) i krater Sikidang.  Jednak największa przyjemność sprawia po prostu jechanie przed siebie i podziwianie widoków dookoła (przez co raz dojechałyśmy do drogi kończącej się niemałą górką, trzeba było zawrócić, ale najpierw trzeba było ruszyć się z miejsca, a piękny widok tego nie ułatwiałJ). Kolejna niepozorna dróżka doprowadziła nas do wioski na końcu świata, dosłownie. Prowadzi sobie ona wśród wzgórz, a nagle okazuje się, że ze kolejnym wzniesieniem jest wioska. Wioska zwie się Sembungan i jest podobno najwyżej położoną na Jawie – 2302 m.n.m.p. A w niej droga się kończy. Okazało się, że turyści wspinają się z Sembungan na górę Sikunir, aby podziwiać wschód słońca, my na wschód trochę się spóźniłyśmy i bliżej było już do zachodu, ale i tak na górę wlazłyśmy, żeby jeszcze trochę pozachwycać się widokami. Niestety przez mgłę Merapi ani Marbabu widać nie było, ale warto się tak dotlenić.


Jedną z ciekawostek Dieng są dzieci z dredami. Podobno dzieci te rodzą się mając „normalne” włosy jednak w pewnym momencie stają się one dredami (ciekawa jestem czy to nie przez bród i brak grzebieni, ale podobno prowadzi się nad nimi badania i nadal nie znaleziono odpowiedzi więc chyba nie jest to tak proste;)). Dzięki włosom dzieci obdarzone są „mocami” – są bardziej energiczne, aktywne, silniejsze, a także…złośliwe i psotne. Pomimo to uważa się, że są one szczęściem dla domu, jednak żeby z drugiej strony nie ściągnąć na dziecko i całą jego rodzinę nieszczęścia włosy muszą zostać w pewnym momencie obcięte podczas specjalnego rytuału. W sierpniu każdego roku organizowana jest specjalna procesja do świątyni Arjuna, gdzie dzieci są kąpane w źródlanej wodzie, obsypywane ryże i monetami, a ich włosy obcinane są przez liderów społeczności i wrzucone potem do Telaga Warna (Kolorowego Jeziora). Z okazji tej ceremonii rodzice muszę spełnić każdą zachciankę dzieci i podarować im co tylko sobie zażyczą, np. ciężarówkę pełną krów ….

Mniejszą ciekawostką była właścicielka warunga obok świątyni, w którym zatrzymałyśmy się na rozgrzewającą kawę. Pani była ciekawa ponieważ mówiła po indonezyjsku niewiele lepiej niż my, pomimo młodego wieku posługiwała się głównie jawajskim. Do tej pory wydawało nam się, że zdarza się to tylko w przypadku starszych mieszkańców Jawy, a jednak. U pani znowu zachwycałyśmy się smakiem specjalności regionu – konfiturą z owocu carica. Trzeba spróbować! 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz